Choć wiele mówi się o zmianie w szkole, to jednak nadal funkcjonuje w najlepsze rzeczywistość oczekiwań
i wymogów: kartkówek, sprawdzianów, prac domowych, zaliczeń i popraw. I ciągłych terminów. Przede wszystkim jednak jest to przestrzeń ocen. I, niestety, bardzo często – porażek. Ocenia się ucznia, nauczyciela, placówkę, lekcję, program itd. Ocenie podlega cała edukacyjna przestrzeń… Niezależnie od tego, jak ten proces oceniania nazwiemy: opiniowaniem, obserwacją, ewaluacją, ocenianiem kształtującym… André Stern był szczęśliwy, bo nie chodził do szkoły – nikt go nie oceniał.

 

Jakiś czas temu uczestniczyłem w spotkaniu z Arno i André Sternami. Ojcem i synem. Znałem ich wcześniej z filmu Erwina Wagenhofera Alfabet z 2013 roku. Byli tam częścią obrazu, który austriacki reżyser nakreślił, by uświadomić widzowi, że istnieje edukacja poza systemem. Nauczanie poza monopolem państwa. W Alfabecie młody wówczas André jest lutnikiem. Robi to, co lubi. I nigdy nie chodził do szkoły!

Czy to możliwe? Możliwe – jeśli ma się „prywatnego” nauczyciela i przyjaciela jednocześnie, i jeśli jest nim ktoś, kto potrafi naukę uczynić zabawą, a dydaktykę przyjemnością. I gdy system nie za bardzo interesuje się taką jednostką. Tym „prywatnym” nauczycielem i przyjacielem jest dla kontrowersyjnego Francuza ojciec! Kiedy przed laty myślałem o filmie Wagenhofera, sądziłem, że twórca dokumentu próbuje zwrócić uwagę widza na zgubny wpływ systemów edukacyjnych, które ujmując dziecko w swe skodyfikowane ramy i ingerując w jego delikatną tkankę wymogami programów, prowadzą je w stronę schematyzmu i pospolitości, a nie twórczej aktywności. Niepowtarzalny geniusz ludzki tłumiony przez planową edukację miałby bezpowrotnie niszczyć naturalną każdemu małemu człowiekowi kreatywność. Szkoła niszczyłaby niepowtarzalny fenomen dziecięcego geniuszu! Po tym spotkaniu jednak zweryfikowałem swój pogląd. Łatwo krytykować system z pozycji outsidera… Arno Stern nigdy nie posłał swojego syna do szkoły, ponieważ Arno Stern żył zawsze trochę obok społeczeństwa i… dla swojej rodziny.

Czy to jednak źle? Człowiek uczy się chętniej wtedy, gdy sprawia mu to przyjemność. A odkrywanie napełnia go radością i chęcią poznawania… Można być częścią społeczeństwa, ale wybrać drogę pozasystemową. Niestety, to droga dla nielicznych i chyba wyalienowanych. A w Polsce dodatkowo bardzo kosztowna. Dlatego pozostaje szkoła systemowa – która próbuje odgrywać rolę przyjaznej… W budynku z wieloma oddziałami i w trzydziestoosobowych zespołach optymizm szybko gaśnie. Wraz z nim odchodzi radość. Uczeń staje się jednym z wielu. Ale też dzięki temu przygotowuje się do prawdziwego życia społecznego. W którym zawsze będzie oceniany i porównywany. Może w dużym stopniu kształtuje się jego odporność na krytykę?

Kiedy przyglądam się, jak funkcjonuje edukacja systemowa, myślę coraz częściej, że może jednak obaj Sternowie mają rację, bo choć wiele mówi się o zmianie w szkole, to jednak nadal funkcjonuje w najlepsze rzeczywistość oczekiwań i wymogów: kartkówek, sprawdzianów, prac domowych, zaliczeń i popraw. I ciągłych terminów. Przede wszystkim jednak jest to przestrzeń ocen. I, niestety, bardzo często – porażek. Ocenia się ucznia, nauczyciela, placówkę, lekcję, program itd. Ocenie podlega cała edukacyjna przestrzeń… Niezależnie od tego, jak ten proces oceniania nazwiemy: opiniowaniem, obserwacją, ewaluacją, ocenianiem kształtującym… André Stern był szczęśliwy, bo nie chodził do szkoły – nikt go nie oceniał. Może jednak jest to możliwe tylko między ojcem a synem. Z drugiej strony – znam uczniów, którzy lubią swoją szkołę, odczuwają radość, gdy do niej idą, i uczą się chętnie… Większość z nich ma jednak mniej niż dziesięć lat…

 
Autor: Roland Maszka