Na tegorocznej maturze podano uczniom do interpretacyjnego oglądu wiersz Kazimierza  Wierzyńskiego Słyszę czas. Może to niezły wybór, bo z przemijaniem boryka się każdy z nas, a temat czasu – zajmujący i stary jak świat… Umbra sunt dies nostri – ‘cieniem są dni nasze’ głosi napis na jednym ze starych słonecznych zegarów gotyckiej wieży ratusza mojego miasta… Co prawda nie można tego usłyszeć,  ale można zobaczyć – jak kładzie się cień i jak chyli się w ciemność, gdy promienie słoneczne zsuwają się po tarczy zegara…  Wszyscy jesteśmy pod nieubłaganą władzą czasu – życie człowieka determinuje waśnie czas. A właściwie – jego upływ… Wiedzieli o tym dawni mieszkańcy mojego miasta. 

Wiemy i my.  Choć być może nieczęsto zastanawiamy się nad przemijaniem i nie dostrzegamy prawdziwego wymiaru czasu. Gnani ciągłymi zmianami, mijamy w nawiasie. Żyjemy w międzyczasie… Niezakorzenieni, tymczasowi, samotni i tylko w nocy  dopada nas jakaś egzystencjalna refleksja… I o tym jest wiersz Wierzyńskiego. Pośrednio, oczywiście – bo bez tułaczych kontekstów biograficznych i osobistych rozważań poety nad tożsamością. I bez identyfikacji: my! Mimo wszystko można jednak w jakimś stopniu identyfikować się z tym, kto mówi w wierszu. Można tu „usłyszeć” czas, choć jest niedefiniowalny. Jawi się jako spersonifikowana senna mara – nawet gdyby miałoby to być tylko tykanie zegara albo szelest przesypującego się w klepsydrze piasku…

Czytając wiersz Wierzyńskiego, przywołam jednak Trwałość pamięci – surrealizm i jego „poetykę snu”. Może w jakiś sposób obraz ilustruje tekst? Dali drwi sobie z liczenia czasu. Czas jest poza materią i poza fizykalnym odmierzaniem. W prawdziwy czas nie można wkroczyć.  Jego miękkie zegary przypominające powiędłe liście albo stopiony ser trwają w międzyczasie od początku do końca. Są jakimś międzyistnieniem w pustym pejzażu piasku… To skojarzenia odległe i może nieodpowiadające wygnańczemu losowi poety. Ale możliwe. W końcu Wierzyński zamieścił ten wiersz w tomie Sen mara… A ja obraz Dalego widziałem na murze wielkopłytowca jako graffiti…

 

Roland Maszka